Myślę o Tobie gdzieś o 4 nad ranem
Cały czas chodzę Braniborską gdzieś z otwartym szampanem
O 6 słyszę telefon, w końcu mój alarm się zbudził
By mi powiedzieć, że on też Tobą się wreszcie znudził
Gdzieś w moim sercu na dnie leży Sahara
Którą zawsze podlewałaś miłością z samego rana
Kiedyś wodospad Niagara, teraz piaszczysta sawanna
Chyba wrócę kłaść się zaraz, ta
Takie mam plany od miesiąca może trzech
Tylko myślę wciąż o Tobie mówiąc na głos, co za grzech
Myśli Twoje miały zostać tu na zawsze, co ty nie wiesz?
Ale dobrze w końcu skończę pisać dla Ciebie ten wiersz
Bez ściemy, bo bez czego mógłbym innego
Jak Cię widzę co dzień drugi z coraz nowszym to kolegą
Chyba nie dam rady sam
Wybiła północ, czas na wieczorny message
Znowu zaczynam pisać bzdury, lepiej wezmę za lekturę się, ta
Bo nie ma sensu trudzić się
Tak długo ile mogę, będę rymował o Tobie
Nawet Ty mi nie odbierzesz tego czegoś co tu robię sam
Pakuje tela do kieszonki, bo nie widzę swojej czcionki
Znowu przerwał mi ten człowiek, czy on słyszy coś cokolwiek, co?
A w moim sercu ciągle krzyczy drugie ja
Nawet dźwięk powiadomienia mnie od środka zabija
Teraz pora na mój morał a zaczyna on się tak, więc
Musisz to olać, być na innych znów otwarty
Nie miej żadnych tu skrupułów, pozostały trzy restarty
A gdy już trzy życia stracisz, równowagę swą utracisz
Będziesz nigdzie, więc postaraj się następnym razem zemścić ta