Back to Top

Wiatr Video (MV)




Performed By: Onar
Written by: Marcin Donesz




Onar - Wiatr Lyrics




Mam kilku kumpli, chociaż jestem w chuj samotny
Mam kilku fanów, wysłali ze mną swoje fotki
Z tamtym, z nim, z nią, czuję od zachodu idzie zimny front
Najlepsza płyta pod prąd, starszy, lepszy jak Dom Pérignon
Sodówka we łbie, czasem tylko mocny w gębie
Jeśli mnie naprawdę znasz te słowa nie są o mnie na szczęście
Tak mi się zdaje, dobrze mnie znasz, tak ci się wydaje
Widziałem dużo pseudo karier później sam zostaniesz
Możesz przyśpieszać, rap ludzi nie oszczędza, później to odszczekasz
Nie oszukasz tempa swego tętna, resztę jebać
Samotność, to taka straszna trwoga tato
Jedno i drugie słowo ledwo przechodzi mi przez gardło
Zacząłem pisać żeby móc samemu z sobą gadać
I uczucie zabić że muszę iść z tym do lekarza
Wewnątrz jestem pusty, na twarzy kartka zaraz wracam
Nie wołaj mnie bo tam mnie nie ma już od dawna, (ta)

Rozmawiasz ze mną ale mnie w środku nie ma, proszę
Weź się nie gniewaj, to nie dotyczy nas
Patrzysz mi w oczy, są puste jak kawałek nieba
Stoimy tu jak drzewa, którymi smaga wiatr

Rozmawiasz ze mną ale mnie w środku nie ma, proszę
Weź się nie gniewaj, to nie dotyczy nas
Patrzysz mi w oczy, są puste jak kawałek nieba
Stoimy tu jak drzewa, którymi smaga wiatr

Mówisz że jestem małomówny, zawsze czułem się nierówny
Wobec tych z dobrych domów pełnych rodzin, ludzi
I tak wziąłem i nasiąkłem jakbyś wziął jebaną gąbkę
Byłem czysty, chłonąłem co najgorsze, w kółko co dzień
Chciałem szybko dorosnąć, samotny pośród osiedlowych orląt
To dodaje skrzydeł i podcina je jak kosą
Wsparcie, nie miałem go na starcie, nie szukam wymówek
Ciężko się tu unieść kiedy bliski cię dołuje
Ten najbliższy, który powinien nieba Ci uchylić
Mówi nie dasz rady, ty mu ufasz, głupi i naiwny
Tak siedzimy przy obiedzie, patrzymy się na siebie
Pełne są talerze, gęste powietrze od niedopowiedzeń
Możesz rzucać jedzeniem, we mnie rzucać mięsem
Siedzę, mam szklane oczy jakbym do obiadu jebnął setkę
Siedzę, ty coraz mocniej, ściskasz mnie za rękę
Cały czas z tobą siedzę ale puste jest to miejsce

Rozmawiasz ze mną ale mnie w środku nie ma, proszę
Weź się nie gniewaj, to nie dotyczy nas
Patrzysz mi w oczy, są puste jak kawałek nieba
Stoimy tu jak drzewa, którymi smaga wiatr

Rozmawiasz ze mną ale mnie w środku nie ma, proszę
Weź się nie gniewaj, to nie dotyczy nas
Patrzysz mi w oczy, są puste jak kawałek nieba
Stoimy tu jak drzewa, którymi smaga wiatr
[ Correct these Lyrics ]

[ Correct these Lyrics ]

We currently do not have these lyrics. If you would like to submit them, please use the form below.


We currently do not have these lyrics. If you would like to submit them, please use the form below.




Mam kilku kumpli, chociaż jestem w chuj samotny
Mam kilku fanów, wysłali ze mną swoje fotki
Z tamtym, z nim, z nią, czuję od zachodu idzie zimny front
Najlepsza płyta pod prąd, starszy, lepszy jak Dom Pérignon
Sodówka we łbie, czasem tylko mocny w gębie
Jeśli mnie naprawdę znasz te słowa nie są o mnie na szczęście
Tak mi się zdaje, dobrze mnie znasz, tak ci się wydaje
Widziałem dużo pseudo karier później sam zostaniesz
Możesz przyśpieszać, rap ludzi nie oszczędza, później to odszczekasz
Nie oszukasz tempa swego tętna, resztę jebać
Samotność, to taka straszna trwoga tato
Jedno i drugie słowo ledwo przechodzi mi przez gardło
Zacząłem pisać żeby móc samemu z sobą gadać
I uczucie zabić że muszę iść z tym do lekarza
Wewnątrz jestem pusty, na twarzy kartka zaraz wracam
Nie wołaj mnie bo tam mnie nie ma już od dawna, (ta)

Rozmawiasz ze mną ale mnie w środku nie ma, proszę
Weź się nie gniewaj, to nie dotyczy nas
Patrzysz mi w oczy, są puste jak kawałek nieba
Stoimy tu jak drzewa, którymi smaga wiatr

Rozmawiasz ze mną ale mnie w środku nie ma, proszę
Weź się nie gniewaj, to nie dotyczy nas
Patrzysz mi w oczy, są puste jak kawałek nieba
Stoimy tu jak drzewa, którymi smaga wiatr

Mówisz że jestem małomówny, zawsze czułem się nierówny
Wobec tych z dobrych domów pełnych rodzin, ludzi
I tak wziąłem i nasiąkłem jakbyś wziął jebaną gąbkę
Byłem czysty, chłonąłem co najgorsze, w kółko co dzień
Chciałem szybko dorosnąć, samotny pośród osiedlowych orląt
To dodaje skrzydeł i podcina je jak kosą
Wsparcie, nie miałem go na starcie, nie szukam wymówek
Ciężko się tu unieść kiedy bliski cię dołuje
Ten najbliższy, który powinien nieba Ci uchylić
Mówi nie dasz rady, ty mu ufasz, głupi i naiwny
Tak siedzimy przy obiedzie, patrzymy się na siebie
Pełne są talerze, gęste powietrze od niedopowiedzeń
Możesz rzucać jedzeniem, we mnie rzucać mięsem
Siedzę, mam szklane oczy jakbym do obiadu jebnął setkę
Siedzę, ty coraz mocniej, ściskasz mnie za rękę
Cały czas z tobą siedzę ale puste jest to miejsce

Rozmawiasz ze mną ale mnie w środku nie ma, proszę
Weź się nie gniewaj, to nie dotyczy nas
Patrzysz mi w oczy, są puste jak kawałek nieba
Stoimy tu jak drzewa, którymi smaga wiatr

Rozmawiasz ze mną ale mnie w środku nie ma, proszę
Weź się nie gniewaj, to nie dotyczy nas
Patrzysz mi w oczy, są puste jak kawałek nieba
Stoimy tu jak drzewa, którymi smaga wiatr
[ Correct these Lyrics ]
Writer: Marcin Donesz
Copyright: Lyrics © Sony/ATV Music Publishing LLC

Back to: Onar

Tags:
No tags yet