Znowu się snuję bulwarami bez pomysłu
Robię uniki przed dzwonkami rowerzystów
Jakoś musi nas pomieścić ten chodnik
A co drugi mi drze japę żebym miejsce robił
Na drugim brzegu Wisły smok i turyści
Pomiędzy nimi przeciskają się tubylcy
Z zaciśniętymi ustami i niedopowiedzianymi kurwami
Która każda sobie ich powrotu życzy
Nawet smok prycha w nich ogniem
A oni tylko robią fotkę. Co?
Lecz i tak są obcinani podejrzliwie
Tu się nie macha tu się okiem łypie
Na co się gapię i po co oddycham
Ci łypiący widzą we mnie przeciwnika
Robię uniki od tych pytań
I czekam na odwzajemniony uśmiech dzisiaj mi
Tutaj chyba każdy już do tego przywykł
Tu same byki zważaj by ci nikt zębów nie wybił
Tutaj chyba każdy już do tego przywykł
Tu same byki zważaj by ci nikt zębów nie wybił
Nie uśmiechaj się do mnie
Bo dziś jestem jak
Listopadową porą
Kleparski park
Przeszukany niestarannie
Przez przygłupich strażników
Zatrzymany na podstawie
Oskarżenia o niewinność
We mnie trzy małe kawki
Bynajmniej nie espresso
To jedyne formy życia
Łypią na gałęzi siedząc
Czasem tylko na ławce
Przysiądzie jegomość
Zapali papierosa
Zważając by mu zębów nie wybił ktoś
Szary dym nad miastem barwi mgliste oczy
I zarazem moje płuca wciąż je, je, je
Ile dni, ile szarych nocy minie nim
W kinie film zamieni się na kolorowy
Z wiekiem narastają zmarszczki od uśmiechu
One zostaną po uśmiechu został tylko ślad
Nie wiem co myślisz jak tak patrzysz w zamyśleniu
Albo tylko je zmyślasz, no to weź już na mnie nie łyp tak
Tutaj chyba każdy już do tego przywykł
Tu same byki zważaj by ci nikt zębów nie wybił
Tutaj chyba każdy już do tego przywykł
Tu same byki zważaj by ci nikt zębów nie wybił