[ Featuring Eldo ]
Noc tryska śmiechem na miasto, które drży
Strach znajduje miejsce wśród ulic i tworzy mgły
Znuży światło lekką barwą księżyca
A zestawienie barw natchnienie nasyca
Ciepło osadzone w domach szuka ujścia
Tylko człowiek uznał, że to dobra noc by zmysły oszukać
Drzewa słysząc głos obruszyły liście
A człowiek siedzi z długopisem i list pisze
Nie mogłem w życiu poznać lepszych kart
żyłem dniem, swym dniem nie widząc ludzkich wad
Nie chce barw poznać tylko pragnę
Czy byłem, tworzyłem i istniałem naprawdę
Ciemność dla mnie mały snob światła co z okien ci się urywa
W oczach nie ma już nic, siła zgasła
A wolność w atmosferze odpływa
Ej, zaszło słońce, ja nie wiem jak pozbierać moje myśli mam
Znowu sam w to życie gram, na posterunku ciągle trwam
Bas stop a chmury księżyc, ja piszę sam recepty jak z samotnością zwyciężyć
Można się prężyć, los i tak pierdolnie nas o matę
Yerba Mate znam nałogi od dawna są moim bratem
Zobacz, kocham tak mocno, serce na łyżce
Podgrzewam, wbijam igłę, ćpam tak intensywnie
Puls czuję pod palcem mam teleskop
Ale gdzieś zgubiłem swą szczęśliwą gwiazdę
Księżyc zmienia kwadrę, przecieram oczy, mało widzę
Choć żyję w nocy jak koty, mroku zimny dotyk
Uniwersum cicho śpi, ja cicho oddycham
Mijają dni, a ja znów tylko cień spotykam
Cień dni, cień wspomnień, uczuć cień
Słowa do mnie, nie da się usnąć i zapomnieć
Dobranoc i Zła Noc znało się już długo
Dobra była dobra, zła była zła, sługą
Zmierzchu, strugą spłynął czar na miasto
Gdy te noce się mijają latarnie w koło gasną
Cały nasz blok czuł to każdym segmentem
Oknem, balkonem, klatką i półpiętrem
Drzewa zwijały liście na samą myśl o tym
Ja wypuszczałem dym i wracałem z roboty
Kolo drugiej w przejściu piątku do soboty
Było cicho w bramie tylko miałczały koty
Mój autobus nocny nie przyjechał na czas
Dziwna chwila tak jakby obroty zwolnił świat
Gdzieś cicho w tle wybrzmiał dźwięk jakby sen
A może nie lecz mimo wyzwolił we mnie lęk
W szybie zobaczyłem swoją bladą twarz
Poczułem się tak jakbym szybko łyknął pięć kaw
Szum jakby szum traw albo zgrzyt w starych drzwiach
Ciepło w mózgu i pod gardło podszedł mi paw
I nagle ulga, luz jak na wakacjach
Ciemność miasta momentalnie stała się jasna
Autoban wjechał na przystanek jak bentley
Wsiadłem i o dziwo znalazłem wolne miejsce
Poczułem szczęście i radość choć nic się nie działo
Długo mnie zastanawiało to, co się wtedy stało
Bo gdy dobra i zła noc mijają się gdzieś
Słychać wtedy ten dźwięk, a to było obok mnie
Warszawa nocą, latarnie świecą niczym złoto
Do klubów kolejki i neonów potok
Przyjezdni umierają z zachwytu
Bo nareszcie mogą poznać prawdziwy zapach blichtru
Ciekawe jak długo dadzą tutaj rade
W momencie gdy zobaczą mniej znaną Warszawę
Tą ciemną w bramach i zakamarkach
W wielkich blokowiskach, nieoświetlonych parkach
Fashion TV nie pokaże Ci ubogich
Dlatego tutaj księżyc nie oświetla drogi
Nie jest tak łatwo jak Magdzie M czy BrzydUli
To świat złodziei, szczurów i żuli
Dla tych słabych granicą są mury getta
Poznasz to miasto gdy dotrzesz do tego miejsca
Pejzaż już nie wygląda tak samo
I nie mówi się tutaj tak często dobranoc