To był przedziwny dzień
Oszalał każdy oprócz mnie
Wszystko nabrało nowego znaczenia
Podaj mi brzytwę abym miał punkt zaczepienia
Bo ja tonę
W absurdzie zdarzeń
W oparach marzeń
Rzeczy które przewiduję
Nie chcą się wydarzyć
Po kursie latania wciąż nie potrafię latać
Powoli tracę zaufanie do wszechświata
Nadchodzą reklamiarze
Żeby dostarczyć wrażeń
Wwiercić ci w głowę schemat
Narzucić ci pragnienia
Chcą żebyś chciał chcieć więcej
Tłumacząc czym jest szczęście
Sprzedając tok myślenia
Byś konsumował i pożerał
Kłamią i ja to wiem
Wmawiam sobie że tego chce
Jestem jak żaba pływająca w garze
Świadoma całego rozwoju wydarzeń
Życie to bal
Na Titanicu
Zapętlona katastrofa
Orkiestra gra podczas gdy szoruję pokład
Zwijam swe pętle
Choć już mam za duży kłębek
Poza tym chyba
Jestem tu na krzywą gębę
Nadchodzą reklamiarze
Żeby dostarczyć wrażeń
Wwiercić ci w głowę schemat
Narzucić ci pragnienia
Chcą żebyś chciał chcieć więcej
Tłumacząc czym jest szczęście
Sprzedając tok myślenia
Byś konsumował i pożerał
Kalejdoskop złudzeń
Kakofonia emocji
Tania dopamina
Egzystencja z promocji
To ogon macha psem
A nie pies ogonem
Który nienawidząc pana
Jednocześnie jest po jego stronie