Back to Top

Michał Jurek - Ktokolwiek Lyrics



Michał Jurek - Ktokolwiek Lyrics




Jego serce pęka, a butelka jest pusta
To nie pierwsze śwęta kiedy pił do lustra
Mróz za oknem po kres obieżyły myśli
Będzie prościej, syreny wyły coraz głośniej
Pościel pachnie seksem, nie chcę go pamiętać
Ktoś puka do drzwi, mali chłopcy - kolęda
Szopka roku, jednak im nie otworzy
Bo nie Syn Boży rodzi się w nim a bestia
Jest tak, krew na meblach, zemdlał, potem wstał
Dopalił skręta, żegnał sie na widok ciał
Znał skutek, przebieg, rany kłute, knebel , trup za trupem,
W niebie już go nie zechcą - tego był pewien
W gniewie zastał sukę i jej syna
Całe życie jak wyrzutek, tego nie da sie powstrzymać
Typ z psychiatryka co boryka sie ze skazą
W roli napastnika, tego psy nie zauważą
Mija rok od mordu, ginie trop i on znika
Zdarzeń splot sortuj, ale mnie o nic nie pytaj

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Gdzie sie ukrywa największy grzech
Wpływa krew na chodniki
Tu stres, narkotyki
Rzadziej smiech, dzikie krzyki
Gdy zapada tu zmierzch
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Gdzie się zaczyna strach przez duze "S"
To jest pech
Na ulicy, chce bys zdechł
Nie policzysz do trzech
W okolicy on znajdzie cię

Dwóch nieletnich
Nie bletki a banknot bardziej był użyteczny
Znów nie chcieli zasnąć
(Miasto) Paranoja wchodzi gładko w ich mózgi
Zatem Mikołaj nie przynosi dziś rózgi
Stali na schodkach
Tu śmiech bluzgi, coś tam
Gdybys ich spotkał, zostałbys bez komórki (ej, moja Nokia!)
Dobra, ktoś wam powie, że to są głupki
Ich celem była forsa po to by się nakurwić
Otchłań wciąga na dno, dawno po przejściach oni
Jeden miał 6 lat gdy poznał smak agonii
Kolejna kreska daje mu siłę w pięściach
Zaciska zęby gdy widzi swoją martwą matkę w folii
Już sie nie boi, odwiedza czasem cmentarz
Dzisiaj zemsta wyzwoli go od tego piętna
Pamięta dom dziecka, tam nie mogł przestać płakać
Stracił mamę, brata, go ocaliła szafa
Zkitrany widział kata, to całe zajście
A po tylu latach wierzy, ze go znajdzie
(Zabije go kurwa, zabiję go jak go kurwa spotkam)
(Dawaj ten nóż, chodź tu, kurwo)

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Gdzie sie ukrywa największy grzech
Wpływa krew na chodniki
Tu stres, narkotyki
Rzadziej smiech, dzikie krzyki
Gdy zapada tu zmierzch
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Gdzie się zaczyna strach przez duze "S"
To jest pech
Na ulicy, chce bys zdechł
Nie policzysz do trzech
W okolicy on znajdzie cię
[ Correct these Lyrics ]

We currently do not have these lyrics. If you would like to submit them, please use the form below.


We currently do not have these lyrics. If you would like to submit them, please use the form below.




Jego serce pęka, a butelka jest pusta
To nie pierwsze śwęta kiedy pił do lustra
Mróz za oknem po kres obieżyły myśli
Będzie prościej, syreny wyły coraz głośniej
Pościel pachnie seksem, nie chcę go pamiętać
Ktoś puka do drzwi, mali chłopcy - kolęda
Szopka roku, jednak im nie otworzy
Bo nie Syn Boży rodzi się w nim a bestia
Jest tak, krew na meblach, zemdlał, potem wstał
Dopalił skręta, żegnał sie na widok ciał
Znał skutek, przebieg, rany kłute, knebel , trup za trupem,
W niebie już go nie zechcą - tego był pewien
W gniewie zastał sukę i jej syna
Całe życie jak wyrzutek, tego nie da sie powstrzymać
Typ z psychiatryka co boryka sie ze skazą
W roli napastnika, tego psy nie zauważą
Mija rok od mordu, ginie trop i on znika
Zdarzeń splot sortuj, ale mnie o nic nie pytaj

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Gdzie sie ukrywa największy grzech
Wpływa krew na chodniki
Tu stres, narkotyki
Rzadziej smiech, dzikie krzyki
Gdy zapada tu zmierzch
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Gdzie się zaczyna strach przez duze "S"
To jest pech
Na ulicy, chce bys zdechł
Nie policzysz do trzech
W okolicy on znajdzie cię

Dwóch nieletnich
Nie bletki a banknot bardziej był użyteczny
Znów nie chcieli zasnąć
(Miasto) Paranoja wchodzi gładko w ich mózgi
Zatem Mikołaj nie przynosi dziś rózgi
Stali na schodkach
Tu śmiech bluzgi, coś tam
Gdybys ich spotkał, zostałbys bez komórki (ej, moja Nokia!)
Dobra, ktoś wam powie, że to są głupki
Ich celem była forsa po to by się nakurwić
Otchłań wciąga na dno, dawno po przejściach oni
Jeden miał 6 lat gdy poznał smak agonii
Kolejna kreska daje mu siłę w pięściach
Zaciska zęby gdy widzi swoją martwą matkę w folii
Już sie nie boi, odwiedza czasem cmentarz
Dzisiaj zemsta wyzwoli go od tego piętna
Pamięta dom dziecka, tam nie mogł przestać płakać
Stracił mamę, brata, go ocaliła szafa
Zkitrany widział kata, to całe zajście
A po tylu latach wierzy, ze go znajdzie
(Zabije go kurwa, zabiję go jak go kurwa spotkam)
(Dawaj ten nóż, chodź tu, kurwo)

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Gdzie sie ukrywa największy grzech
Wpływa krew na chodniki
Tu stres, narkotyki
Rzadziej smiech, dzikie krzyki
Gdy zapada tu zmierzch
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Gdzie się zaczyna strach przez duze "S"
To jest pech
Na ulicy, chce bys zdechł
Nie policzysz do trzech
W okolicy on znajdzie cię
[ Correct these Lyrics ]
Writer: Michal Jurek, Michal Olszanski, Przemyslaw Sienko
Copyright: Lyrics © Sony/ATV Music Publishing LLC




Michał Jurek - Ktokolwiek Video
(Show video at the top of the page)

Tags:
No tags yet