Kuba Knap człowieniu, lecę
A mój kokpit rozświetla dioda z napisem 'zejdź na ziemię'
Moje życie jest złudzeniem
Jeszcze nie wiem jak mam dać przykład dzieciakom
Wiem, że jak słuchają łajz life zamiast coś zyskać, to tracą
Łapię dystans, bo warto mieć łeb w chmurach
Byłem pewien tego kupując pierwszego shure'a
Dziś stoję mocniej na ziemi, musiałbym odbić teraz 48 i pół
Mogę chodzić po grząskim, kwestia decyzji
Ale to nie dla wszystkich
Szanuję to, dlatego nie zamierzam kpić z tych, co świadomie
Powtarzam - świadomie wybrali, żeby ich życie było spokojne do granic
Mam dom w Sulejówku, mieszkanie po dziadkach
A śpię w klitce trochę ponad cztery metry kwadrat
A hajsu z rapu mi starcza jak na razie
I niepotrzebna mi żadna sauna nad garażem
Wiem, że idę po grząskim, ale w moich własnych butach
A rozsądek to jedyna rzecz, której mogę ufać
Nie wiem, czy coś do ciebie dotrze i czy w ogóle słuchasz, ale
Szaleństwo to jedyna rzecz, której mogę ufać
Wszystko ma swój porządek
(ekhe), niech odchrząknę, ma też koniec i początek
Co nie przemawia do mnie po prostu odrzucam
Nakazuje mi rozsądek tak żyć, jak amplituda
Może się uda albo i nie
Ryzyka nie podejmuję, bo nie wierzę w cuda
Ej, wymyka się to życie ciągle
Co właściwe, co należy, co jest głupie a co mądre
Co zależy ode mnie a co od innych
Co mówię i czy trafiam w punkty, bardziej silny
Zachowawczo? Inny byłem wczoraj
To było wczoraj, dziś są inne rozkminy
Rozsądek zachowuję dla rodziny
Chociaż nie znam dnia i godziny przecież
To co dobre, jak stary winyl -
Im człowiek starszy, tym większe nosi winy
Wiem, że idę po grząskim, ale w moich własnych butach
A rozsądek to jedyna rzecz, której mogę ufać
Nie wiem, czy coś do ciebie dotrze i czy w ogóle słuchasz, ale
Szaleństwo to jedyna rzecz, której mogę ufać
Co do hasła, łajz life to nie bieda
To świadomość ile ci wystarcza
I jakie mechanizmy zwalczać
Czym jest potrzeba i kto ci wmawia, że coś nią jest
Ten schemat mnie wykańcza, wiesz
Odpinam pas, wrzucam luz, jadę wydać parę złotych
Bo jestem dziś na plus
Pół litra, cztery kołki, trochę szczyta i zrzut na miasto
Żebym miał o czym pisać, no stary, skapuj
Nie wiedziałem, że te skrawki mojej codzienności coś znaczą
I dziwi mnie to, bo jestem prostym gościem
Ze sporą dawką chłopskiej krwi w aorcie
I może stąd ten mój szalony rozsądek
To pojęcie definiuje dość przewrotnie
Będę do tego wracał często
Bo w chorym społeczeństwie on uchodzi za szaleństwo
Wiem, że idę po grząskim, ale w moich własnych butach
A rozsądek to jedyna rzecz, której mogę ufać
Nie wiem, czy coś do ciebie dotrze i czy w ogóle słuchasz, ale
Szaleństwo to jedyna rzecz, której mogę ufać