Zaiste cóż to za egzemplarz gatunku
Nie uczy się nie sprząta nie płaci rachunków
Pracuje tylko gdy tę pracę wyróżnia
Szef co ślini się na jej widok i daje się spóźniać
Rewers femme fatale bo nie facetom pruje los
Krzywdzi siebie ją krzywdzą szuje gdy sobie psuje nos
Dość nie padło chyba z jej ust nigdy
Z ekipą dmie równo choć to niestety nie big band
Nie dzwoń do niej nie marnuj sek' nie trać min'
Ma rozładowany tel lub połknęła kartę sim
Bo jakiś pies w parter dziś wziął ją nim
To ona mu wydrapała oczy taki ma spleen
Kiedy będę chciał odkurzyć a nawali odkurzacz
Mogę użyć jej nosa na armaturze wciągnie nawet żużel
Popije krwią i zacznie blednąć trupio
Traci kanty granic jak ta dziara nad jej dupą
Esta loca chica gdzieś w obłokach znika
Pozdrawia z tego miejsca znam cię nie od dzisiaj
Co jeszcze możesz zjebać Nie wiem zajść w ciążę
Pigułki nie są dla ciebie kup sobie plaster lub krążek
Esta Loca
A ten egzemplarz gatunku chce się włożyć w klaser
Najpierw ucałować za chwile dać mu w japę
A propos mordobicia długo się nie namyśla
Po każdym melanżu musi zostać blizna
Zarzygany kogut wydzwania po dilerach
A weź mu zwróć uwagę to zaraz jest afera
Startuje bez koszulki do lasek z wyższej półki
I całuje po rączkach osiedlowy obrońca
Maniery dżentelmeńskie ma i to się chwali
Gorzej gdy się nawali to nie ma mądrali
Nie da się upilnować napruty ma dwa tryby
Albo zapija smutki albo rozbija szyby
I kładzie się na szynach bo rzuciła go dziewczyna
Nie będzie płakał przy nas uśnie we własnych szczynach
W weekend to należy wyprowadzać go w kagańcu
W poniedziałek pod krawatem otworzy znów oddział banku
Esta Loca
Zaiste cóż to za egzemplarz gatunku
Przy tym czarnym skurwysynie muszę być na posterunku
I nie chodzi o komendę choć jest powiązanie z psem
Bowiem to jest jego przeciwieństwo borykam się kotem
Taki lot przeprowadzka warszawa nowy kwadrat
Trzy lokatorki z których jedna posiada zwierzaka
Mówię ok może być spoko w dodatku jest fajna
Lecz nie wierzyłem że jej zwierzę to wytwór szatana
Mówisz what serio ziomuś mogę dać przykład
Pewnego dnia zjebała się nam klamka od kibla
I zamontowałem mały haczyk by móc go zamykać
Z myślą że któraś nie domknie i może zobaczę cycka
Chuj tam w to pewnego dnia wyszedłem do Mesa
Chciał coś ze mną wypić i pokazać ciekawe miejsca
I te pe ja pamiętam że chciałem wtedy spać
Więc mówię man nie dam rady już jeszcze będzie czas
Za dwadzieścia ileś tam pierwsza
Wchodząc do mieszkania tak by nie zbudziła się żadna syrenka
Chce mi się lać idę do kibla deska w górę wyciągam rurę
Skurwiel rzuca się na nią jak na kawał mięsa
Szczę na umywalkę podłogę i lustra
A on nie chce przestać gryźć tak jakby żył tylko dla mego fiuta
Wpadam do wanny staram się zatrzymać mocz
Kot spierdala wchodzi Ania wyobraź jej wzrok