Back to Top

Zamknięcie Video (MV)






Ten Typ Mes - Zamknięcie Lyrics




Wsiądę dziś w sto siedemdziesiąt dwa
Doturlam się do Ciebie i powiem Ci w twarz
Umarzam twoje długi i wracam spać
A ty zmień drugie imię z problem na zła
Wejdę do sklepu na moim osiedlu
I powiem ekspedientce, że jest terapeutką
Cały ten czas, choć nie wie jak mam na imię
Ma dla mnie uśmiech, ma prozak w płynie
Pójdę tam, gdzie widziałem ostatnio
Mojego kumpla, który w sobie się zamknął
Zapalę znicz i wyleje whisky
A chodnik zaiskrzy od mocy nieczystych
I przejadę się do ciebie z kwiatkiem
Poleję różę smołą, choć nie wiem jak to załatwię
Zamknę dziś wszystko, co jak dziura w zębie
Zieje przeszłością i bólem tętni

Przepraszamy, dziś już zamknięte
Zapraszamy jakoś w innym życiu
Mam tu dla ciebie mało zabawną puentę
Ale pogódź się z tym, bo nie wiem na co liczysz

Wkurwia mnie to miasto, niech się udławi sushi
W zagrodzonych osiedlach, niech się zacznie dusić
Musi umrzeć bezdomny pod śmietnikiem na kłódkę
By pokazać srogiej zimy i tej mody skutki
Sorry, mam odwagę i własne zdanie
I już nie zachwycam się przegranym powstaniem
Sto pięćdziesiąt tysięcy, kto ich zastąpił?
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej w sens wątpię
Zależy mi na tobie, to dojrzałe uczucie
WWA, twój oddany facet, nie zakochany głupiec
Nim się oburzysz zapytaj się przedtem
Ile razy miałeś ochotę dać syrence klapsa w płetwę?
Aluminium i szkło tam gdzie rosła trawa
Aluminium i szkło w sercach ludzi Warszawy
I jest minus dwadzieścia, naprawdę nieprzyjemnie
Chce pan wejść na klatkę? Proszę, nie usłyszy pan ode mnie

Przepraszamy, dziś już zamknięte
Zapraszamy jakoś w innym życiu
Mam tu dla ciebie mało zabawną puentę
Ale pogódź się z tym, bo nie wiem na co liczysz

Muszę przyznać ojciec, nie wiem co z Tobą począć
Dezercja, miałem sześć lat to nie było urocze
Rzuciłeś nałóg palenia, rzucasz wyzwania śmierci
Rzuciłeś swoją żonę, rzuciłeś trójkę dzieci
I nie będę przynudzać o kalibrze traumy
Bo widziałem hardcory, dla których mój mógł by być klaunem (Pjus)
Więc biorę czystą kartkę i piszę na niej
Starannie: "mój ojciec", choć brzmi to jak żart
Mój ojciec, wiedza, para rąk i skalpel
Operuje ludzi, którzy dla innych są już martwi
Dziewczyna z wypadku, czy chory starzec
śmierć puka do sali, chirurg stoi na straży
Mówię o nim jak pacjent, jego dokonań fan
Bo jako człowiek haa cóż... ledwo go znam
Umiem przebaczyć już, czy tylko o tym nie myśleć?
Nie wiem, porzucam nienawiść, zamykam i niszczę
[ Correct these Lyrics ]

[ Correct these Lyrics ]

We currently do not have these lyrics. If you would like to submit them, please use the form below.


We currently do not have these lyrics. If you would like to submit them, please use the form below.




Wsiądę dziś w sto siedemdziesiąt dwa
Doturlam się do Ciebie i powiem Ci w twarz
Umarzam twoje długi i wracam spać
A ty zmień drugie imię z problem na zła
Wejdę do sklepu na moim osiedlu
I powiem ekspedientce, że jest terapeutką
Cały ten czas, choć nie wie jak mam na imię
Ma dla mnie uśmiech, ma prozak w płynie
Pójdę tam, gdzie widziałem ostatnio
Mojego kumpla, który w sobie się zamknął
Zapalę znicz i wyleje whisky
A chodnik zaiskrzy od mocy nieczystych
I przejadę się do ciebie z kwiatkiem
Poleję różę smołą, choć nie wiem jak to załatwię
Zamknę dziś wszystko, co jak dziura w zębie
Zieje przeszłością i bólem tętni

Przepraszamy, dziś już zamknięte
Zapraszamy jakoś w innym życiu
Mam tu dla ciebie mało zabawną puentę
Ale pogódź się z tym, bo nie wiem na co liczysz

Wkurwia mnie to miasto, niech się udławi sushi
W zagrodzonych osiedlach, niech się zacznie dusić
Musi umrzeć bezdomny pod śmietnikiem na kłódkę
By pokazać srogiej zimy i tej mody skutki
Sorry, mam odwagę i własne zdanie
I już nie zachwycam się przegranym powstaniem
Sto pięćdziesiąt tysięcy, kto ich zastąpił?
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej w sens wątpię
Zależy mi na tobie, to dojrzałe uczucie
WWA, twój oddany facet, nie zakochany głupiec
Nim się oburzysz zapytaj się przedtem
Ile razy miałeś ochotę dać syrence klapsa w płetwę?
Aluminium i szkło tam gdzie rosła trawa
Aluminium i szkło w sercach ludzi Warszawy
I jest minus dwadzieścia, naprawdę nieprzyjemnie
Chce pan wejść na klatkę? Proszę, nie usłyszy pan ode mnie

Przepraszamy, dziś już zamknięte
Zapraszamy jakoś w innym życiu
Mam tu dla ciebie mało zabawną puentę
Ale pogódź się z tym, bo nie wiem na co liczysz

Muszę przyznać ojciec, nie wiem co z Tobą począć
Dezercja, miałem sześć lat to nie było urocze
Rzuciłeś nałóg palenia, rzucasz wyzwania śmierci
Rzuciłeś swoją żonę, rzuciłeś trójkę dzieci
I nie będę przynudzać o kalibrze traumy
Bo widziałem hardcory, dla których mój mógł by być klaunem (Pjus)
Więc biorę czystą kartkę i piszę na niej
Starannie: "mój ojciec", choć brzmi to jak żart
Mój ojciec, wiedza, para rąk i skalpel
Operuje ludzi, którzy dla innych są już martwi
Dziewczyna z wypadku, czy chory starzec
śmierć puka do sali, chirurg stoi na straży
Mówię o nim jak pacjent, jego dokonań fan
Bo jako człowiek haa cóż... ledwo go znam
Umiem przebaczyć już, czy tylko o tym nie myśleć?
Nie wiem, porzucam nienawiść, zamykam i niszczę
[ Correct these Lyrics ]
Writer: Piotr Szmidt, Wojciech Rusinek
Copyright: Lyrics © Sony/ATV Music Publishing LLC, SCHUBERT MUSIC PUBLISHING INC.

Back to: Ten Typ Mes

Tags:
No tags yet