Mam ochotę wyjść, wrócić kiedy śpisz,
Rano wstać i wyjść, zanim otworzysz kuchenne drzwi.
Nocą wrócić kiedy znów śpisz, ojcowie szli morzem wódki,
Nie mam nawet siły dzwonić do nich, by się skurwić.
Powieki niosą piasek, jak zmieniasz chuja, to zmieniasz klasę,
Mam nadzieję, ze Twój przyszły facet będzie miał pracę.
Nie liczę dni bez rozmów, zmieniam datę,
Jadę na koncert, gram koncert, gubię zasięg.
I tylko tafle szyb ze szkła, oddzielają mnie od lotu,
Bo gdyby nie te tafle, to pewnie spłonąłbym na popiół.
Usta nie grają słów, martwe z emocji głodu,
Spokój w sobie znajduję, im dalej jestem od domu.
Jeśli czujesz, że musisz powiedz mi kilka gorzkich słów, gorzkich słów,
Jeśli teraz mam wyjść, już nie wrócę tu, już nie wrócę.
Od pęknięcia dzieli już tylko ukłucie.
Jeśli tyle masz w skrócie, to bądźmy sprawiedliwi,
Bo miłość zawsze była tutaj między innymi.
Od pęknięcia dzieli nas ukłucie,
Powiedz kto wyjmie igłę i kto przegra życie?
Zapytaj ulic, gdzie mnie znajdziesz,
W bruku poszukaj śladu zmartwień.
Nim wrócę do domu, zasnąć obok, w pokoju,
Rano, gdy skoczysz z mordą.
Przycisnę szybę Twoją głową.
Powiem, że chce żyć osobno!
Czas minie, obrót chwil zmieni w sekundę,
Sekunda zamieni się w rok, odkąd ściany są puste.
Mężczyźni płaczą, ja raczej czuję ulgę albo pustkę,
Albo pustkę i ulgę, nie czuję nic tak pokrótce.
Teraz mi wystaw paragon spojrzeń i gestów,
Słów, które niesiesz ponad horyzont kontekstów.
Powiedz, że życie ze mną nie ma sensu,
Bo poligamia ze swoich suk nie czyni jeńców.
Zostaw cierpliwość dla mędrców, dzieci dla ojców,
Małżeństwa tym, co zamiast pieprzenia chcą rozmów.
I kurwa pozwól żyć, tak po prostu,
Aż zacznę czuć jak Ty, tak po prostu..
Jeśli czujesz, że musisz powiedz mi kilka gorzkich słów, gorzkich słów,
Jeśli teraz mam wyjść, już nie wrócę tu, już nie wrócę.
Od pęknięcia dzieli już tylko ukłucie.
Jeśli tyle masz, w skrócie, to bądźmy sprawiedliwi,
Bo miłość zawsze była tutaj między innymi.
Od pęknięcia dzieli nas ukłucie,
Powiedz kto wyjmie igłę i kto przegra życie?
Co zostało w nas? Garść jałowej ziemi,
I czarne płatki zgliszczy, kołysane siłą wiatru.
Wśród popiołu wspomnień na kartce próbuję skleić,
Pęknięte obrazy zaszłej mgłą, czasu prawdy.
Kurwa! Już nie łkając, jak szczenię do kobiet w beli,
Pizda oczu nie zaklei, dojrzałość ponad tym.
Bo ile można o tym, że odeszła, gdy chcieli się zmienić,
Spójrz prawdzie w oczy, spytaj ojca, co czuje do matki.
Przyjaźń? Jak nienawiść, najtrwalsze z uczuć,
Ciągną ku niebu, wypalone serc żerdzie.
Pęknięcie rozszerza szczelinę w bruku,
Mijasz granicę, gdzie prócz przyjaźni nie czujesz nic więcej.
Zostaje gorycz, w łóżku dwie równoległe,
Bólu nie poczujesz nawet, gdy powiem, że ja ją pieprzę.
Stoimy przed pęknięciem, za którym przestaje bić serce,
Każdy z nas pyta... Czy to co czuję, zależy ode mnie?
Jeśli czujesz, że musisz powiedz mi kilka gorzkich słów, gorzkich słów,
Jeśli teraz mam wyjść, już nie wrócę tu, już nie wrócę.
Od pęknięcia dzieli już tylko ukłucie.
Jeśli tyle masz, w skrócie, to bądźmy sprawiedliwi,
Bo miłość zawsze była tutaj między innymi.
Od pęknięcia dzieli nas ukłucie,
Powiedz kto wyjmie igłę i kto przegra życie?